Wywiad z trenerem ujeżdżenia Marleną Grucą-Rucińską
Sędzia I klasy, Trener II klasy ujeżdżenia - Marlena Gruca-Rucińska


Byłam już w szkole średniej. Tańczyłam, śpiewałam i grałam na „garnkach” w zespole taneczno-wokalnym Dzieci Gdańska. Codzienne próby, występy, wyjazdy na festiwale wypełniały mój wolny czas i pochłaniały całą energię. Niestety zespół zakończył swoją działalność. Miałam 15 lat i nagle dużo wolnego czasu…i mnóstwo energii!!!
A tu nagle okazało się, że moja koleżanka jeździ na koniach w Sopocie!...tak, to Ona była bodźcem bezpośrednim! Zawsze marzyłam o koniach, więc ‘potupałam’ Tacie nogami (wstyd przyznać, ale tak było) i udało się; zaczęłam przygodę na końskim grzbiecie siwego Albatrosa!

Wyborem dyscypliny ujeżdżenia pokierował los. Zdecydowanie wolałam skakać i galopować po lesie… Po wstępnej edukacji na wspomnianym siwku, trafiłam do zakładu treningowego ogierów. Świeżo zajeżdżone trzyletnie ‘dzikusy’ trafiły w moje słabe ręce! To była jeździecka szkoła życia!
Kierownikiem zakładu był trener Andrzej Orłoś, którego darzę ogromnym szacunkiem. Zawsze słynął z innowacyjnych pomysłów. Jednym z nich był sposób na przystosowanie ogierków do ciągnięcia zaprzęgów. Otóż, dwa może trzy miesiące po zajeżdżeniu (zależało to od ilości śniegu na torze), osiodłany ’dzikusek’ z jeźdźcem na grzbiecie ciągnął po torze narciarza , przypiętego na dwóch lonżach!
Często narciarz odpadał na pierwszym zakręcie. Pozostawały powiewające na wietrze lonże, które straszyły biedaka, więc uciekał…było wesoło! Na ogierach skakaliśmy tez stiple i crosówki.
Do sekcji ujeżdżenia zaprowadziła mnie Gosia Chajęcka. Trenerem był ówczesny dyrektor Sopot Wyścigi Pan Bogusław Misztal. Mój pierwszy trener ujeżdżenia! Treningi były coraz ciekawsze, ale ja ciągle chciałam skakać!
Kiedyś pakowaliśmy się na zawody skokowe do Bydgoszczy. Konie były już w koniowozie, moja kobyłka też! Wtedy przyszedł trener i postawił warunek; zostaję i trenuję do zawodów, albo wylatuję z sekcji ujeżdżenia. Przygotowywałam się do Mistrzostw Polski Juniorów w ujeżdżeniu…zostałam. Nie żałuję tej decyzji.
W skokach oprócz tego, że ma się talent i dobry warsztat potrzebna jest odwaga. Ja startowałam w porywach do N klasy. Czyli tylko do poziomu młodzika !...wyżej zwyczajnie się bałam. Mam lęk wysokości !

Ujeżdżenie i wyścigi to dwa odległe bieguny. Bardzo miło wspominam ten okres. Nie byłoby mojej przygody z wyścigami, gdyby nie fakt, że mój tata miał stajnie wyścigową. Był jednym z pierwszych, prywatnym właścicielem koni wyścigowych w Polsce. Tak się stało, że został bez trenera, tuż przed sezonem wyścigowym. Namówił mnie, żebym pojechała na egzamin na trenera koni wyścigowych do Warszawy. Miałam być trenerem tylko na papierze.
Kiedy zaczęłam pracę, zupełnie ‘zielona’, codziennie o 6 rano w stajni, gdzie witali mnie ‘wyścigowi wyjadacze’ spojrzeniem p.t. ‘co tu robisz pingwinie’ , było ciężko…ale przetrwałam. Dużo się nauczyłam obserwując konie wyścigowe. W tej pracy jest coś niezwykłego; obserwowanie koni jak nabierają formy, jak się zachowują, zmieniają pod wpływem treningu. Wspaniałe!... poza wstawaniem w środku nocy.

Praca z końmi ma zawsze wspólny mianownik. Tym mianownikiem jest język koni, natura, ich potrzeby. A naszym obowiązkiem jest nauczyć się tego języka, poznać i rozumieć naturę i potrzeby koni. One nie urodziły się po to, żeby być końmi wyścigowymi, skakać ogromne przeszkody, kręcić piruety czy pasażować. To nasze marzenia, nasz sport! Pamiętajmy o tym. Jeżeli chodzi o technikę pracy i trening, to różnice są zasadnicze i oczywiste. Wyścigowiec ma coraz szybciej biegać, a ujeżdżeniowiec prezentować wygimnastykowanie w coraz większym zebraniu.

We współpracy z wkkwiastami chodziło wyłącznie o część próby ujeżdżenia. W skokach wyszkoliłam kilka koni i jeźdźców tylko do klasy N. Moim zdaniem każdą dziedziną powinni zajmować się fachowcy.

Jestem dumna, że udało mi się namówić Panią Kasię do prowadzenia konsultacji dla naszych jeźdźców. Była już w Sopocie trzykrotnie. Dziwi mnie tylko fakt, że tak mało osób jest zainteresowanych konsultacjami, zwłaszcza jako wolni słuchacze. Pani Katarzyna Milczarek jest zawodniczką światowego formatu. Posiada największe w Polsce doświadczenie w przygotowaniu koni do Grand Prix. Pracuje często z trudnymi końmi, potrafi rozwiązywać problemy, ma ogromne doświadczenie w doborze koni do ujeżdżenia…
A tu puste trybuny. Szkoda, że nie chcemy czerpać wiedzy z dostępnego źródła.
Mam taką refleksję, że obecnie wysiłek jest niemodny. Zauważam tendencję pójścia na skróty, szukania przyczyn niepowodzenia w przedziwnych miejscach, bez pracy. A ujeżdżenie to bardzo wymagająca samodyscypliny, pracowitości, niesamowitego uporządkowania dyscyplina sportu. Mówię tu o uporządkowaniu technicznym, ale też mentalnym.

Myślę, że można by zacząć od skali szkoleniowej jeźdźca i konia, po kolei omawiając poszczególne etapy. Warto omówić także piramidę ujeżdżenia.
Może warto podyskutować czy te klasyczne kanony są elastyczne? (taka mała prowokacja ;))
Świat ujeżdżenia ciągle się zmienia, wszystko ewoluuje. Wyniki, które kiedyś dawały złote medale, w tej chwili nie wystarczają, aby wejść do finału. W 2012 roku na brązowy medal M. P. wystarczało niecałe 194 % Natomiast w ubiegłym roku do 6-tego miejsca trzeba było mieć 200%!


Pozdrawiam czytelników portalu Zabookuj.eu !